02-11-2008
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Jeśli chcesz być szczęśliwy, upewnij się, że masz przynajmniej dziesięciu przyjaciół – komentuje wyniki badania naukowego Julian Baggini z guardian.co.uk
„W tych niepewnych ekonomicznie czasach bardzo ważnym jest, aby pamiętać, jak znaczny wpływ na nasze samopoczucie i szczęście mają przyjaciele”. Oto, jak skonkludował wynik swych badań psycholog z University of Nottingham, doktor Richard Tunney. W skrócie – współczesne badania naukowe potwierdzają to, co napisał Arystoteles w czwartym wieku przed naszą erą, a mianowicie, że szczęśliwy człowiek potrzebuje przyjaciół.
Doktor Tunney poszedł za wskazówką greckiego filozofa i sprawdził, jak wielu przyjaciół powinniśmy mieć. Okazało się, że optymalną jest sytuacja, gdy posiadamy dziesięciu przyjaciół lub więcej. 40% szans na szczęście masz wówczas, gdy przyjaźnisz z pięcioma osobami, możliwość ta jednak rośnie do 50%, jeśli liczba twoich przyjaciół jest wyższa niż 5, do 55% zaś, gdy masz więcej niż dziesięciu bliskich towarzyszy/ towarzyszek.
Jednakże, warto jednocześnie pamiętać nieefektywna jest próba pozyskania zbyt wielu przyjaciół, jak napisał Arystoteles: „wydaje się niemożliwe, aby być dobrym przyjacielem dla wielu ludzi... ci, którzy mają wielu przyjaciół i są z nimi związani licznymi sprawami, uważani są za osoby, które w istocie nie przyjaźnią się z nikim”.
To Arystoteles zauważył również, że cechą wprawnego umysłu jest nie oczekiwać większej precyzji niż wyznacza to specyfika samego przedmiotu. Mądre słowa. Badania naukowców podają statystyczne wyniki, w przypadku danej jednostki nie muszą być jednak adekwatne. Jeśli jesteś samotnikiem, próba „przysposobienia” sobie zbyt dużej ilości bliskich znajomych może skończyć się katastrofą... Zresztą, można by zaryzykować stwierdzenie, że badacze zapomnieli o różnicy miedzy jakością a ilością, rodzaj przyjaźni jest istotniejszy, niż liczne znajomości.
Z drugiej strony, z dużym prawdopodobieństwem można uznać, że ludzie, którzy posiadają ponad dziesięciu przyjaciół, to osoby z natury wesołe i otwarte, więc liczba bliskich znajomych może stanowić probierz umiejętności nawiązywania kontaktów, sposobu bycia, a także – pośrednio – oceny własnego szczęścia.
Wydaje się, że wspomniane badanie wpisuje się w tak powszechnie lansowany obraz szczęścia – tylko, czy może on być absolutny? U wielu odbiorców wzorców kulturowych pobrzmiewa chyba echo skargi Hamleta: „chciałbyś grać na mnie, wmawiasz w siebie, że znasz mój mechanizm? Chciałbyś wyrwać ze mnie rdzeń mej tajemnicy, wycisnąć ze mnie całą skalę tonów, od najniższej nuty aż do dyszkantu; a w tym tu marnym instrumencie tyle jest głosu, tyle harmonii, jednakże nie możesz go skłonić do przemówienia. Cóż u kata! czy sądzisz, że na mnie łatwiej zagrać niż na flecie? Miej mię, za jaki chcesz, instrument: przedąć, rozstroić mię potrafisz, ale zagrać na mnie - nigdy.”
Szczęścia nie da się „zamknąć” w naukowej formule. Choć oczywiście badania rzucają światło na to, jak ono funkcjonuje. Być może „trening”, wypracowanie rekomendowanych zachowań, bycie towarzyskim nawet jeśli to nie leży w naszej naturze – da efekty. Może jednak warto zachować do tego dystans i nie zaniedbywać własnych pomysłów na życie.