30-09-2013
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Pewne produkty spożywcze uważane są przez człowieka za służące poprawieniu lub uatrakcyjnieniu naszych intymnych relacji z partnerem. Ich popularność jest ogromna. Afrodyzjaki, bo o nich mowa, zyskały swą nazwę od imienia greckiej bogini miłości i piękna – Afrodyty. Co ciekawe, żadne badania naukowe nie potwierdziły, by produkty te rzeczywiście miały działanie pobudzające seksualnie.
- Pierwsze historyczne wzmianki na temat prawdopodobnych afrodyzjaków pochodzą sprzed 1 500 lat p.n.e. Napisano je na egipskim papirusie – mówi Jacques Diezi, profesor na Universite de Lausanne.
- W Anglii Elżbiety I, śliwki były uważane za silne afrodyzjaki. Do tego stopnia, że oferowano je w domach schadzek – pisze w swoim dziele „Dictionnaire des cultures alimentaires”, Jean-Pierre Poulain, socjolog na Universite Toulouse II Le Mirail.
Co mówi na ten temat nauka? Nawet dziś bez problemu można znaleźć strony internetowe zachwalające właściwości żeń-szenia, imbiru, ostryg, czekolady, ogórka, czy też rogu nosorożca - niestety, bez żadnych dowodów naukowych. Jeżeli chodzi o te dwa ostatnie, to ich forma falliczna ogrywa tutaj największą rolę. Natomiast pozostałe zapewniają jedynie dobre , zarówno fizyczne, jak i umysłowe.
- Wszystkie produkty pokarmowe mogą być afrodyzjakami, ponieważ jedzenie przyśpiesza puls, zwiększa krwi i podnosi temperaturę ciała. Te zmiany fizjologiczne są identyczne z tymi, które towarzyszą orgazmowi. W rzeczywistości, „afrodyzjaki” stymulują wyobraźnię seksualną jedzącego. Stuprocentowy efekt placebo – dodaje Jean-Pierre Poulain.